czwartek, 2 października 2014

I N S O M I A

Obudziłam się o 5:30. Zaznaczę że standardowo budzę się tak 11-12. Z braku zajęć. No i ta nieszczęsna 5:30. Za oknami ciemno, powietrze przeszywane jednostajnym hukiem kołujących samolotów, podmuchami niespokojnego, jesiennego wiatru, goniącego tabuny granatowych chmur. A gdzieś pomiędzy nimi pojedyncze jutrzenki i zawieszona ja. Taka nieśpiąca i śpiąca. Półsen na jawie. Zbyt półprzytomna, aby wstać, ale za każdym razem, kiedy próbowałam zamknąć oczy, tabuny myśli, różnych, ciężkich, gęstych, namacalnych, piasek pod powiekami. Wspomnienia. Po co i na co tak? I jakieś wyrzuty sumienia, drobne żale. Stwierdziłam twardo DOSYĆ. Wstaję. Podałam rękę rzeczywistości, pomogła mi się podnieść z łóżka. Pierwsze kroki - głowa pod kran. Następnie kuchnia. Najpierw papieros... Jak to ja, czyli jak zwykle. Dotknąć rzeczywistość, nie tylko przez szybę. Czyli huk samolotów ze zdwojoną siłą, chmury takie realne, pierzaste, blask jutrzenek również, a przede wszystkim świeże powietrze. Świeżo wyciskane, prosto z natury.
Ja piszę a Królik RAW podgryza mi pasek od szlafroka. Skubany. Dyskretnie podgląda czy aby ja na pewno piszę, tak aby on mógł dyskretnie podgryzać. Jednym okiem piszę, drugim obserwacja. Zauważył. udaje że śpi.
Drugim krokiem po zwiedzeniu ogrodu była kawa, pyszna, mielona lavazza, która przepędza smuteczki i niechciane koszmarki. Jest dobrze, pół kubka wypite, anioły krążą po domu, czuję że rzeczywistość naprawdę istnieje. Płowy błękit zaczyna sączyć się pomiędzy zasłonami. Królik na wszelkie możliwe sposoby stara się zwrocić na siebie uwagę. Drapie co popadnie. Drapie. Drrrrapie. Drapie i nasłuchuje.
Ja pokiwałam tylko palcem... Żyrandol wita mnie radosnym bukietem skarpetek, czuję że to będzie dobry dzień. Musi być dobry. Jesteś mistrzem swojej projekcji.
Wiem, że gdzieś tam jesteś, nie nie zapomniałam, ciągle czekam.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz