Tak jakos pomiedzy wierszami… Wszystko jest tymczasowe. A ty sie chwytasz. A
to ciekawe ze jak sie powinno spac, to nie mozna. Uporczywy robak w glowie
podpowiada zen a pewno zaspisz I monotonnie stuka czy na pewno budzik wlaczony,
czy budzik, czy na pewno… Im bardziej uswiadamiasz sobie ze musisz spac, tym
bardziej nie spisz kontrolujac czas. Oczy wbite w sufit pomimo zamknietych
powiek. Swita. Szaro. Chyba idzie wiosna… Ale ciagle zimno tak, zbyt zimno.
Ewidentne znudzenie, rutyna I wyziebienie stosunkow. Takie kontrasty… Po roku jazgotu,
szajby, lomotow, miarowego stukania, zawioeszonych wind, zosatjesz ty ty, twoja
szajba, 4 sciany, zimne podmuchy klimatyzacji, papiery, papiery jeszcze raz
papiery, rekordy, cubiki I tym podobne testy… Bijesz sie z wlasnymi myslami,
gryzac dyskretnie rutyne, przelamujesz trupia bladosc biurowego swiatla
przepisami z calego swiata. Ze niby tylko na chwile, itd.. Ale jedna chwila nie
wystarcza. Za chwile znowu miarowego stukanie, rutyna. No to moze na minutke?
Na dole lomot, przesypuja faceci domino… Dzwonek do drzwi, przedziera sie przez
kurzowa zaslone, bladzi gdzies tam ponad dachami nieokielzana mysl. Tak jak
ptak wypuszczony z klatki, nie uchwycisz. A im bardziej chcesz ograniczyc, tym
mocniej ucieka. Mysli placza sie po glowie, nadasane, nie chciane I samotne.
Kawa zimna, z reszta resztki, palic nie palic, druga bacteria sie laduje.
Uporczywa chec ucieczki. Jeszcze troche, jeszcze tylko chwila. Pozniej puste
chodniki, wielkie hale, industrial area, postindustrial. Gdzies na drugim koncu
swiata. Upieklam chleb, przynioslam, skonczyl sie. Byle do 5, zeby przetrwac,
odetchnac, gdzies tam poza akwarium jest swieze powietrze, czasu nie zatrzymam,
ale im bardziej licze, tym bardziej wydaje sie kurczyc w miejscu. Radnio
polskie, radio irlandzkie, zawias, brak radia. Ja i moje mysli. Upierdliwy
nieproszony natlok. Jakies nostalgie, szarpanie dawnych haczykow, a przeciez
powinno byc tu I teraz. Jasne przejzyste, klarowne. Dlaczego szuka sie dziury w
calym kiedy jest neutralnie albo wcale nie tak zle? Czarny sznurek, szklane
zielone kostki, zimno spoczywaja na biurku. Wspomnienia. Tylko po co tak. Nie
chciane, zimne, wyparte. Prawo nie dziala wstecz, czas sie nie cofa.
Oddychaj. Przypomnij sobie jak
oddychac. Znajdz w sobie cisze. Zlap teraz.Wiosna idzie panie sierzancie.
Wypastuj buty I do przodu.
Nie zapomnij o mnie.
Tanczaca z grzywaczami.