poniedziałek, 3 listopada 2014

Cienie na ścianie

W sumie godzinę temu chyba już spałam. Ale pojawiło się kilka refleksji, cisza jak ta, która piszczy upierdliwie w lewym uchu. Próbowałam czytać... Nadaremnie, potem przyszła kolej na przeglądanie internetu w telefonie, może jakaś gra... Jednak i to też nie to. Takie standardowe zagrania zapchaj - dziury, które stosuję od kilku dni, kiedy dotyka Cię wyobcowanie, samotność i ostracyzm społeczny. Zepchnięta na margines, nieważna, zużyta. I ta praca. Ciągle nic. Nie wiem co robić od kiedy się posypało. Jutro podziałam z temps. Przeglądam dwa portale tematyczne, ale jak dotychczas, otrzymuję same odpowiedzi odmowne. Na przestrzeni tych kilku dni, które mnie dotknęły dochodzę po raz kolejny do wniosku, że na chwilę obecną najlepszym lekarstwem dla mnie jest sen. Lubię spać. Po tamtej stronie przynajmniej coś się dzieje. A tu...Jedyną osobą która mnie nie odtrąca jest RAW. To sprawia że jedzie się po bandzie, że czuje się gorszym, takim bezwartościowym jak kubek po kawie z MC Donalda. I to nie zawsze. Dzisiaj w momencie  którym poszłam dokonać ablucji, zastałam rozszarpaną chustkę na dywanie. Taki bonus od losu.
Ciekawe o której mnie zetnie. Na razie jeszcze siedzę. Potem przyjdzie czas na barany. Niech mnie ktoś przytuli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz